Dopiero gdy przeczytałem książkę, uświadomiłem sobie jak bardzo spieprzono ten film. Aż mnie korci, aby obniżyć mu moją osobistą ocenę za tak bezczelne zignorowanie świetnego materiału, no ale niech już zostanie taka jaką dałem wcześniej, w końcu ekranizacje często mijają się z pierwowzorem i nie powinno to rzutować na końcową ocenę filmu. Mimo wszystko szkoda, że nie wykorzystano pomysłu z książki i nie zrobione tego w formie reportażu, gdzie bohater odwiedza ocalałych z wojny Z i przeprowadza z nimi wywiady. Zrobiłoby się z filmu ciąg retrospekcji i byłoby ok. Nawet mogliby zostawić te szybkie zombie (ja akurat nie jestem purystą w tej sprawie i nie przeszkadzają mi zombie-sprinterzy, ba, nawet je lubię), ale trzymając przy tym się historii opisanych w książce. A tu producenci najwyraźniej tak pokombinowali:
"Zombie są na topie, więc zróbmy o nich kolejny film. Teraz jednak lepiej się sprzedają te szybkie, więc nasze też takie będą. Weźmiemy tytuł z jakiejś popularnej powieści, aby ściągnąć jej fanów, do tego Brada Pitta żeby ściągnąć jego fanów, no i rzecz jasna zero krwi! Wtedy wpuszczą do kin nastolatków! I tym sposobem zarobimy na nasze wille na Karaibach!"
Ehh... pozostaje liczyć na to, że za jakiś czas ktoś znowu weźmie powieść na warsztat i zrobi to tak jak trzeba :)