Który lepszy? Dla mnie oba dobre filmy, ale w "Drzewie..." zabrakło mi "tego czegoś" :) Magii? :D
Nie można tych filmów porównywać, wiele osób porównuje, możesz wyjaśnić dlaczego? Wiem, że odkopuję temat z przed miesiąca :P.
Dla mnie mają podobną tematykę, ponieważ mało robią filmów o poszukiwaniu sensu życia, gdyż to temat bardzo trudny. A filmy traktują właśnie o tym samym tyle, ze każdy na własny sposób, Źródło jest bardziej mistyczne, a Drzewo realistyczne.
Większość porównań dotyczy tego, że w filmie The Fountain wystąpiło mityczne "drzewo życia", które było celem poszukiwań i wiele osób śniło o odnalezieniu go - tam było źródłem nadziei, miłości i życia. A w filmie, na którego forum się znajdujemy uzyto tego sformułowania "Drzewo życia" jako pościg za czymś(podobnie jak w The fountain - i to jest głównym podobieństwem). Tym czymś jest Bóg (utwierdza w tym jak postać grana przez Chaistain modli się do Boga i nie ma odpowiedzi i z gniewem, ale zarówno z rozczarowaniem mówi do niego "ANSWER ME!"). Ludzkość goni za łaską, szczególnie ta wierząca część, a z taka rodziną mamy do czynienia tutaj. Malick doskonale ukazuje znaczenie i wartość życia ludzkiego (od jego poczęcia, może nawet od stworzenia przez wspomnianego Boga do śmierci), wartość i znaczenie rodziny, wychowania oraz kształtowanie się charakteru człowieka przez całe jego życie - tych elementów zabrakło w filmie Arrfonskiego.
Co do sensu życia... "Drzewa" wymusza na nas takie przemyślenia przez bardzo mozolne tempo filmu. Podobnie do refleksji zmusza Odyseja Kosmiczna.
W "The Fountain" mamy pościg za czymś nierealnym. Zarówno uratowanie ukochanej, odnalezienie drzewa itp. Wszystko to polega na przekazaniu widzowi, że nie należy się poddawać, że żywot jest kruchy i nagle może się załamać, ale będziemy robić wszystko aby uratować to/tego na czym/kim nam bardzo zależy.
Oba oceniłem na 8/10. Podobieństw jest mniej niż mogłoby się wydawać. Kiedyś był artykuł na rotten tomatoes dlaczego te filmy się różnią, ale nie mogę znaleźć ;/
Zgadzam się, oba są mocno naciągane. Lubię Brada Pitta, Seana Penna i Jessicę Chastain, ale nie pomogli "Drzewu Życia", bo tu za bardzo nie ma życia. "Źródło" też się faktycznie odnosi do tematu drzewa jako ludzkiego przemijania, ale ukazanie Rachel Weisz i Hugh Jackmana w wielokrotnych wcieleniach w kilku różnych odstępach czasowych nie pomogło.
mam tutaj swoją wspaniałą teorię ( w dużym stopniu potweirdzoną w wywiadach przez aronofsky'ego), to nie są 3 wcielenia. Wszystko co oglądamy z perspektywy konkwistadora to fikcja, opisana przez Izzi (częściowo też Tomasa) w swojej książce. Współcześni Izzi i Tomas, to rzeczywiści bohaterowie filmu. Natomiast to, co uznałeś za 3 wcielenie, to tak naprawdę Tomas w przyszłości, który dalej nie poradził sobie ze śmiercią Izzi, i szuka sposobu, żeby przywrócić ją do życia.
Zdecydowanie lepsze jest "Drzewo życia". Zarówno pod względem treści jak i formy.
Nie ma co porównywać, to są dwa zupełnie inne filmy. Jak dla mnie "Źródło" biję na głowę "Drzewo Życia", ale mogę być nieobiektywny bo uważam ten film za genialny w każdym aspekcie.
Według mnie "Żródło" jest dużo lepsze. Fantastyczna muzyka, piękna realizacja, zwłaszcza końcówki i bardzo dobra gra aktorów. Natomiast "Drzewo życia" jest ładnie nagrane, ale nie pozwala się aktorom wykazać.
Porównywanie Drzewa życia do Źródła, przypomina mi trochę porównywanie twórczości Rowling i Tołstoja. Pierwsza tworzy wątpliwej jakości czytadła, drugi stworzył arcydzieła literatury światowej. Podobnie Źródło i Drzewo życia, pierwszy z wymienionych jest tandetnym filmidłem, którego metafizyka opiera się na synkretyzmie religijnym (czytaj: metafizyka dla ubogich), natomiast Drzewo życia jest filmem totalnym. Zostawiając już treść to zobaczcie sobie jak wyglądają oba filmy pod względem formalnym. Co wy tu chcecie porównywać? Na Drzewie życia (podobnie jak na Odysei kosmicznej, Stalkerze, czy Cienkiej czerwonej linii) człowiek siedzi przed telewizorem jak zahipnotyzowany i podziwia. Postacie prawie wcale nie mówią, a i tak wiemy o nich wszystko. Wszystkiego dowiadujemy się z obrazu, który serwuje nam Malick. Gdzie macie coś takiego w Źródle? Nie wspominam już o tym, że Drzewa życia nie sposób do końca ogarnąć za pierwszym seansem, a Źródło po dziesięciu minutach ogląda się już jako płaski melodramat.