Czy tylko ja widzę analogię?
Pomijając główną aktorkę i niemal powtórzoną scenę, gdy wybiera się do kina na film, w którym gra, to jest ta sama fascynacja światem, który odszedł.
Albo nie - nie odszedł, ale zmienił się i przez to nie jest to już to samo Hollywood, co w filmie Tarantino i Chazelle'a.